W ciągu paru lat Albania z kraju, gdzieś na obrzeżach zainteresowania świata, stała się jednym z bestsellerów biur podróży. Co oznacza taka popularność, wiadomo. Jeżeli dodatkowo, zestawi się rosnący wykładniczo turystyczny popyt, z dystansem ekonomicznym, który gospodarka albańska nadal ma do nadgonienia, robi się niebezpiecznie. Nadmorski mariaż współczesnej, nieskrępowanej niczym wolności architektonicznej z komunistycznym spadkiem się nie udał. Bałagan estetyczny potęgują połacie ziemi niczyjej z niby-parkingami, wertepami, walającymi się śmieciami. Kiedyś pewnie nadejdzie czas na łapanie równowagi i ogarnięcie przestrzeni wspólnej. Na razie jednak na Riwierze Albańskiej łapie się pieniądze.
Albania - to co najlepsze
Dla mnie, to co w Albanii najciekawsze, czeka w środku kraju: góry, jedyna w swoim rodzaju stolica – Tirana i osmański Berat z Gjirokastrą. Oba miasteczka przetrwały historyczną zawieruchę powstań, wojen i komunizmu w nadzwyczajnym stanie. Warto spędzić tu dzień, czy dwa. Większość odwiedzających wpada tu na parę godzin, ale aby choć trochę poczuć nastrój tych miejsc, warto zostać na noc. W starych osmańskich domach powstały piękne, klimatyczne pensjonaty, jakich ze świecą szukać nad morzem.
Berat: Albania w wersji osmańskiej
Berat jest jedną z najstarszych miejscowości w Albanii, zasiedloną już w IV w p.n.e. Jednak dzisiejszy charakter miasto zawdzięcza wielowiekowemu okupantowi – Turkom.
Imperium Osmańskie przejęło Berat w 1450 r. i pozostawiło w spadku to, co zachwyca do dziś – charakterystyczne białe domy z dużymi oknami, czy wręcz ścianą z okien na reprezentacyjnej części elewacji. Z tego też powodu Berat jest nazywany „miastem tysiąca okien”.
Domy rozłożyły się na wzgórzach po dwóch stronach rzeki Osum, płynącej przez łańcuch górski Tomor. Wschodnia części Beratu, zwana Mangalem z ruinami twierdzy na szczycie (dzielnica Kalaja), jest większa i bardziej skupia uwagę przyjeżdżających.
Położona na zachodnim brzegu Gorrica jest wprawdzie skromniejsza, ale mi wydała się bardziej autentyczna. Tak, czy siak przy tych rozmiarach miasta, nie ma co się rozwodzić, którą część odwiedzić. Warto tylko pamiętać, że są dwie – połączone mostem z XVIII wieku.
Berat z lotu ptaka
Z perspektywy rzeki domy pną się w sposób uporządkowany, jednak w środku miasta ujawnia się klasyczny labirynt wąskich uliczek, wijących się pozornie bez ładu.
W spadku po Turkach Berat odziedziczył nie tylko te niezwykłe domy, ale i meczety porozrzucane po starym mieście. Wśród najstarszych, które przetrwały jest Meczet Królewski z XV w. i Ołowiany z XVI w., oba w dzielnicy Mangalem.
Z łatwym do przewidzenia finałem, uliczki wspinają się na szczyt wzgórza, na którym rozłożyła się trzecia dzielnica Beratu – Kalaja. Otoczona wysokim murem obronnym z 24 wieżami jest zaskakująco rozległa. To prawdziwe serce Beratu i teren dawnego zamku-twierdzy, na którego terenie zachowały się zarówno XVI-wieczne cerkwie, jak i ruin meczetów.
Z murów roztacza się panorama na stary i nowy Berat oraz rzekę Osum. Widok jest prawie niezepsuty przez współczesność.
W Beracie nie brakuje miejsc, gdzie można dobrze zjeść. Zresztą, muszę przyznać, że kuchnia albańska była dla mnie prawdziwym odkryciem tego wyjazdu. Zarówno jakość, jak i różnorodność serwowanych w całej Albanii dań, mocno przekroczyła oczekiwania. Jednak w Beracie zdecydowaliśmy się przyjąć nietypowe zaproszenie, na obiad domowy, złożone przez przypadkowo mijanych mieszkańców. Na klimatycznym patio wewnątrz jednego z białych domów, albańska rodzina prowadziła coś w rodzaju niekoncesjonowanej restauracji, gotując dla gości w oparciu o przepisy swoich babć i ciotek. Wszystko, co wybraliśmy, było równie proste, co wyborne.
Gjirokastra - Albania po osmańsku po raz drugi
Było miasto „1000 okien”, to teraz czas na miasto „srebrnych dachów”. Wiadomo, nawet dobry produkt trzeba atrakcyjnie opakować. Podobnie, jak w przypadku Beratu, głównym wyróżnikiem Gjirokastry jest znakomicie zachowana architektura osmańska: kamienne domy z drewnianymi okiennicami na oryginalnie zachowanym planie urbanistycznym.
Znakiem rozpoznawczym Gjirokastry są kamienne dachy zrobione z łupków, które w odpowiednim świetle mają dawać ów srebrny połysk. Przyznam, że ja widziałam tylko odcienie szarości. Miasto rozciąga się na trzech wzgórzach wokół doliny Drino. Piękna okolica i relatywnie mało postkomunistycznej rozwałki dodatkowo podnoszą walory estetyczne Gjirokastry.
Nad starym miastem góruje twierdza, a przy okazji największy zamek w Albanii, otoczona murami obronnymi i resztkami wież. Obecnie część pomieszczeń zajmuje Muzeum Wojska. Na terenie twierdzy znajduje się też Wieża Zegarowa, grobowiec bektaszytów oraz namacalny dowód odwagi reżimu Envera Hodży – wrak amerykańskiego samolotu zestrzelonego w latach 50-tych. Jednym słowem: czym chata bogata. Tym niemniej, miejsce ma swój klimat, a widoki na dachy Gjirokastry i dolinę nie rozczarują.
Stare miasto, które rozpościera się u stóp twierdzy, ma klasyczną, zwartą zabudowę ciągnącą się jak po grzbiecie gąsienicy, raz w górę, raz w dół. Latem temperatury dochodzą tu do 40 stopni, więc nawet nieduży spacer skutkuje sporym pragnieniem. Przy głównych uliczkach kwitną usługi – sklepiki, kramy z pamiątkami, restauracje. Mimo to, jest spokojnie i nieśpiesznie.
Najbardziej okazałe domy, takie jak Skenduli, czy Zekate, bardziej przypominają wielkie rodzinne twierdze. I w rzeczy samej miały być nie tylko emanacją zamożności właścicieli, ale i bezpiecznym schronieniem na wypadek zagrożenia. Dziś są udostępniane zwiedzającym.
Poza głównym traktem, ale przylegając bezpośrednio do starówki od zachodniej strony, rozciąga się willowa część miasta. Miło to zajrzeć. Zielono, spokojnie. Stare, zabytkowe domy mieszają się z nowymi, ale w harmonijny sposób. Ktoś coś naprawia, ktoś się krząta w ogrodzie, sąsiadki rozmawiają na ulicy.
Tirana - po co tu jechać?
Tirana oparła się turystycznym tłumom z prostego powodu – niewiele tu atrakcji w tradycyjnym rozumieniu. Dziedzictwo historyczne albańskiej stolicy jest nader skromne. Współczesna, czy raczej komunistyczna architektura nie zachwyca, a są już wszystkie uciążliwości dużego miasta: zgiełk, samochody, spaliny.
Jednak jak dla mnie, Tirana to obowiązkowy punkt podróży po Albanii. Stolica jest miejscem zaskakująco egzotycznym i na wskroś autentycznym. Trochę tu z Neapolu: śródmiejskie ulice z suszącym się praniem wśród splątanych kabli jako żywo przypominają uliczną scenerię południa Włoch. Meczety i zabytkowy XVIII-wieczny most Garbarzy nie dają zapomnieć o wpływach tureckich, a kościoły i cerkwie – że wiara pozostała kwestią zróżnicowaną, zwłaszcza teraz, gdy przeżywa wyraźny renesans po dekadach przymusowej laicyzacji społeczeństwa.
W Tiranie nie brakuje reliktów komunistycznej gigantomanii – nieprzyjaznych dla pieszego arterii, takich jak bulwar Męczenników Narodu, czy monumentalnych placów. Centralnym miejscem miasta jest plac Skanderberga ze złotym pomnikiem Envera Hodży, legendarnego komunistycznego przywódcy, który przez 40 lat niepodzielnie rządził Albanią.
Wśród osobliwości stolicy nie można przeoczyć wyjątkowego przedstawiciela modernizmu: absurdalnej szklanej piramidy z lat 80-tych.
Budowa piramidy miała pochłonąć kilkaset milionów dolarów, a dziś stała się swoistym podsumowaniem dokonań albańskiego dyktatora.
Pamięć o Enverze Hodży jest z resztą żywa na każdym kroku, nie tylko w ramach historycznego dziedzictwa miasta. Jego wizerunek zdobi niezliczone turystyczne artefakty na lokalnych straganach: kubki, popielniczki, T-shirty, otwieracze do piwa.
Równie popularny jest chyba tylko Józef Stalin na kramach w rodzinnym Gori w Gruzji.
Tirana na talerzu
Z kolei barwne bazary, na których sprzedaje się świeże warzywa, owoce i sery, przypominają, że nadal jesteśmy na Bałkanach. W restauracjach zje się naprawdę dobrze (znakomite owoce morza!), różnorodnie i za nieduże pieniądze.
Mało tu natomiast miejsc hipsterskich, czy tzw. modnych, w których złota bałkańska młodzież spędza długie godziny przy kawie, piwie, czy czymś mocniejszym. Takich, że nie wiesz, czy jesteś w Sarajewie, Belgradzie, czy Londynie, bo wszystkie te lokale są w ten sam sposób unikalne.
Nie ma też sztandarowych przyczółków globalnej gastronomii: McDonalda, Starbucksa, a pierwszy Burger King otworzył się dopiero w 2019 r. Nie widać za bardzo też tych wszystkich odzieżowych sieciówek. Tirana żyje jeszcze po swojemu.