Z jakimi turystycznymi atrakcjami kojarzy się Bośnia? Ktoś powie Mostar, inny Sarajewo. Tymczasem jej największym skarbem są niezwykłe, szmaragdowe rzeki. Krystalicznie czyste i piękne. Rzeki, które na wielu odcinkach płyną przez nieskażone cywilizacją górzyste tereny. To prawdziwa Dzika Północ tyle, że leży na Bałkanach.
Bośnia nie ma dostępu do morza nie licząc tego nędznego, wybetonowanego skrawka wybrzeża w Neum. Rzadko bywa więc celem wyjazdów sama w sobie. Większość odwiedzających zadowala się jednodniowymi wypadami z Chorwacji do historycznego Mostaru, kamiennego Počitelja, ewentualnie osobliwego Medjugorje i kończy przygodę z tym krajem. Ale tutejsze rzeki mogą być wspaniałym motywem dłuższej podróży.
Bośnia. Szmaragdowe rzeki - Una
Una to rzeka zachodniej Bośni, która początkowo płynie wzdłuż pogranicza chorwacko-bośniackiego. Na wysokości Bihaća skręca na wschód i z czasem, po połączeniu z Sawą, staje się kolejnym dopływem Dunaju.
Zanim to się jednak stanie, przepłynie przez obszar Parku Narodowego Una, gdzie ukaże swoje najatrakcyjniejsze oblicze. Ten najmłodszy park Bośni został założony, aby chronić górny bieg Uny i jej dopływu Unaca. Nie brakuje tu malowniczych przełomów, kaskad, kanionów i wodnych progów. Wzgórza nad dolinami porastają bujne lasy, pełne życia nawet w środku lata.
Park jest doskonałym miejscem na spacery, wycieczki rowerowe, a także spływy. Jego centralnym punktem są piękne wodospady Štrbački Buk. Jest to mniejsza i mniej zadeptana wersja chorwackich Plitvic, choć też cieszy się popularnością, głównie wśród samych Bośniaków. Wodospad nie jest kąpielowy, można go jedynie oglądać z punktów widokowych, do których prowadzą kładki.
Są również dostępne miejsca piknikowe w widokiem na rzekę. Miły, turystyczny standard. Do Štrbačkiego Buka prowadzi droga szutrowa, przy której można znaleźć urocze polanki z możliwością zejścia do rzeki. Rześko!
Sposobem na zagarnięcie pięknej Uny tylko dla siebie są raftingi. W odróżnieniu od wielu centrów raftingowych na świecie, można jeszcze liczyć na luksus spływu w wersji indywidualnej. A nie na doczepkę do kawalkady pontonów, często organizowanych w klimacie imprezy integracyjnej.
W okolicach Bihaća nie brakuje opcji wynajęcia pontonu na krótsze i dłuższe, a nawet wielodniowe spływy. To tylko kwestia preferencji i zasobności portfela. My, ze względu na dzieci, zdecydowaliśmy się na kilkugodzinną wycieczkę spokojniejszym odcinkiem Uny z postojami na kąpiele w rzece. Adrenalina była więc dozowana, a progi wodne – w wersji rekreacyjnej. Jednak cudowne otoczenie i przejrzysta, spokojnie meandrująca rzeka były wystarczającym powodem, żeby uznać dzień za naprawdę udany.
Progi wodne na Unie bywają wymagające. Ale nie ten.
Drugi, duży wodospad na Unie znajduje się we wsi Martin Brod, 30 kilometrów na południe od Štrbačkiego Buka. To idealna trasa na rower – mało uczęszczana, w większości szutrowa droga, ciągnie się zieloną doliną wzdłuż rzeki.
Po drodze praktycznie nie ma miejscowości z wyjątkiem dwóch, czy trzech niedużych wsi. W jednej z nich – Kulen Vakauf – można wspiąć się do ruin średniowiecznej twierdzy Ostrovica, żeby spojrzeć na dolinę z lotu ptaka.
Wielki i mały wodospad w miejscowości Martin Brod okazały się jedynie przystawką przed głównym daniem, jakim niespodziewanie stała się sama niepozorna wieś.
Atmosfera końca świata, a wszędzie, dosłownie wszędzie, leje się woda. Wioska poprzecinana jest strumyczkami, strumykami i młynówkami. Przy Starym Młynie wszystkie te cieki kumulują się, tworząc wodny park strumyczków. Idąc dalej w górę wsi widać, jak woda płynie tu młynówkami niemal przez każde obejście.
W odróżnieniu od wody, czas w wiosce się zatrzymał. Ale nie sto lat temu, konserwując klimatyczne, drewniane chaty. Tu mamy, tak na oko, lata 70-te XX w. w wydaniu post sowieckim. Prowincjonalna architektura nie jest, co do zasady, mocną stroną Bośni. W kontraście do wspaniałej przyrody, współczesne podupadające, szaro-nijakie zabudowania zupełnie nie cieszą oka. Tradycyjnych wiejskich domów praktycznie już nie ma, a na nowy impuls estetyczny mieszkańcom brutalnie brakuje pieniędzy.
Neretwa. Najdłuższa i najważniejsza rzeka tej części Bałkan. I chyba najpiękniejsza. To w niej przeglądają się minarety kamiennego Počitelja, a do jej zielonych wód skaczą chłopcy z mostu w Mostarze udowadniając swoją odwagę.
Jednak zanim rzeka dotrze na zachód kraju, musi minąć Park Narodowy Blidinje, przepłynąć pod innym, mniej znanym kamiennym mostem w Konjicu. A kilkanaście kilometrów wcześniej znajdziemy ją przy wsi Džajići. Miejscu, o którym nikt nie słyszał, nawet pewnie niejeden mieszkaniec Konjica.
Neretwa na tym odcinku jest tak czysta, że można pić z niej wodę. W nocy, gdy księżyc odbija się w jej wodach, jest jasno jak o brzasku.
Dom, który wynajęliśmy na kilka nocy, stał nad samym jej brzegiem, z tarasem wiszącym nad spokojnym nurtem. Łagodne wzgórza po obu stronach były soczyście zielone.
To wszystko było już wystarczającym powodem, żeby tu być. Takie bałkańskie safari, przy czym gwiazdą jest tu po prostu rzeka i otaczająca ją przyroda.
We wsi Džajić kończy się droga. Osada, pięknie położona w dolinie Neretwy, wciska się między łagodny łuk rzeki a zielone wzgórza. Ta wieś to dla mnie Bośnia w pigułce. Z jednej strony wiejska harmonia, romantyczna symbioza z naturą. Mamy więc: idylliczne łąki, olbrzymie stogi siana, dzikie jabłonki, dorodne maliny, gigantyczne dynie, kabaczki, śliczne pomidorki i czerwone papryki uprawiane w przydomowych ogródkach.
Za wsią, mijając ścieżyną ostatnie domy, dochodzi się niewielkiego wodospadu z jeziorkiem. Można by rzec: lokalne kąpielisko, ale nie było żywego ducha. Był środek dnia i mieszkańcy zajęci byli pewnie swoimi sprawami.
Przypadkowy pomnik współczesnej historii
Sielska aura wsi jest jednak w bolesnym kontraście, z tym jak ciężko tu się nadal żyje. Króluje rozwałka i prowizorka. Wszystko może się jeszcze przydać, więc stare opony, blacha falista, fragmenty karoserii walające się po obejściach, czekają na swoje trzecie życie.
Coś między Afryką a Kaukazem. Takich obrazków w europejskich krajach dawnego Bloku Wschodniego, po 30 latach żmudnego bogacenia się, już prawie nie ma. Na Bałkanach jeszcze bywają.
We wsi jest także skromy meczet. Minaret na tle zielonych, łagodnych wzgórz tworzy kompozycję niecodzienną i przypomina, podobnie jak groby na lokalnym cmentarzyku, o tragicznej roli, jaką muzułmańscy Bośniacy odegrali w etnicznym konflikcie sprzed ponad 25 lat.
65% ofiar wojny na Bałkanach to byli Bośniacy. Ginęli nie tylko w Srebrenicy, Tuzli, czy Sarajewie, ale także w takich zapomnianych przez Boga i ludzi wsiach. Ale wojna o nich niestety pamiętała.
O tym wszystkim opowiada ten przypadkowy pomnik historii, niezwykła wieś nad piękną Neretwą, skryta w głębokiej, żyznej dolinie. Lokalnymi ścieżkami można eksplorować dalszą okolice i próbować przebić się przez las do sąsiednich wsi, ale mało kto tu chodzi, wiec łatwo zgubić szlak.
Dzika rzeka płynie w sąsiedztwie dzikich gór. W ciągu dwóch kwadransów spędzonych w samochodzie, można całkowicie zmienić krajobraz i spędzić dzień w pobliskich górach. A te wyglądają jak Tatry na starych zdjęciach. Przepiękne, praktycznie bezludne szlaki krążą wokół masywu Prenj.
Wprawdzie lokalne szczyty ledwo przekraczają 2000 m. n.p.m., ale góry mają charakter typowo alpejski, z samotnymi turniami, kwiecistymi halami i polodowcowymi jeziorkami. Trasy są znakowane, gdzieniegdzie dostępne są schroniska, czy raczej górskie chaty dla tych, którzy chcą spędzić tu więcej czasu.
Raftingi na Neretwie
Neretwa jest rzeką raftingową i to zdecydowanie bardziej popularną niż Una. To oznacza, że w okolicznych miejscowościach licznie działają biura organizujące spływy. Nam nie starczyło już dnia na kolejny rafting zwłaszcza, że dużo nieoczywistych atrakcji zajęło naszą uwagę.
Tuż obok murów starego miasta w Jajce w Centralnej Bośni, turyści meldują się tłumnie, żeby zrobić sobie zdjęcie przy imponującej 22-metrowej kaskadzie. Powstaje ona jeszcze na rzece Pliva, aby z hukiem wpaść do płynącej u podnóża miasta rzeki Vrbas. Już w XVII w. turecki poszukiwacz przygód, Evlija Celebi pisał:
Jest to spektakl tak zajmujący i niebywały, że człowiek nie może nadziwić się Wszechmogącemu i poruszony jest owym cudem.
Podziw dla przyrody obecnie się nieco zmcdonaldyzował. Oznacza to, że większość odwiedzających popatrzy na wodospad przez dziesięć minut, zrobi 20 zdjęć i ruszy dalej.
Niektórzy skuszą się jeszcze na spacer po starym mieście, odwiedzą ruiny cytadeli, zobaczą Basztę Niedźwiedzią, ewentualnie zajrzą do XIV w. katakumb, w których ukrywał się Tito w 1943 r. I po obiedzie zakończą przygodę z Jajce.
Tymczasem Jajce to miejsce, które aż się prosi, żeby zostać tu na noc, czy dwie. W okolicy nie brakuje atrakcyjnych miejsc, w sam raz na dzienne wycieczki.
A wieczorami byłby czas raz jeszcze zajrzeć nad wodospad, albo przejść na wzgórza po drugiej stronie rzeki Vrbas. Stamtąd roztacza się pełna panorama na Jajce – dawną stolicę bośniackich królów i imponujący słup wody u jej stóp.
Na południu i wschodzie Bośni rządzi Drina, która powstaje z połączenia dwóch wspaniałych, czarnogórskich rzek – Plivy i Tary. Jednak na zapoznanie się Driną dopiero przyjdzie jeszcze czas podczas którejś z kolejnych wypraw na Bałkany.