Katedra w Palermo

Palermo schowane pod ziemią

Zaledwie 25 minut na piechotę od monumentalnej, tysiącletniej  Katedry Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej w centrum Palermo, znajduje się obiekt dalece mniej wystawny, ale wywierający na odwiedzających wrażenie, które zostaje w pamięci, jak mało co.  To katakumby pod klasztorem Kapucynów, dla ułatwienia, ulokowane przy Piazza Cappuccini 1. Poniższy tekst Mieszkańcy podziemnego Palermo ukazał się w miesięczniku Prime w kwietniu 2011, ale biorąc pod uwagę, że specyficzne życie po śmierci w katakumbach Palermo liczy już ponad 400 lat, niewiele się tutaj mogło się zdezaktualizować.

Mieszkańcy podziemnego Palermo

Palermo Katakumby

Z każdej strony patrzą zmarli. Stoją równo pod ścianami. 

Długie, krzyżujące się, łukowato sklepione korytarze są wysokie, więc nad nimi stoją kolejni.

Stoją na pułkach lub w niszach w ścianie, umocowani drutem albo sznurkiem… 

Patrzą z góry pochylonymi głowami, niekiedy wydaje się, że kierują oczodoły dokładnie na przechodnia. Tu i ówdzie nisze są zakratowanie – jakby na wszelki wypadek…

Niektórzy mają pewnie wygodniej, bo leżą: na boku lub na wznak. Leżą też na półkach, jeden nad drugim, trochę jak w ogromnej makabrycznej kuszetce. Rzadziej w trumnach. Ci zresztą też obserwują przechodzących, bo drewniane trumny są otwarte.

Palermo katakumby

Są ich tysiące. Podobno nawet sami gospodarze tego miejsca nie wiedzą dokładnie ilu. Oficjalne źródła mówią, że nawet 8 tysięcy.              

Wszystko jest dość dobrze oświetlone. Żadnych zapachów, w powietrzu nic nie czuć. Korytarze są chłodne i – zwłaszcza jak na miejsce ukryte głęboko pod ziemią – wydają się bardzo dobrze przewietrzone. Ale jakoś nie chce się głęboki oddychać.

Zmarli są ubrani. Różnie. W habity, marynarki, suknie, garnitury, jakieś filcowe, czy płócienne kaftany. Czasem nawet galowe, wojskowe mundury. Ale ubrania są zetlałe, zmarniałe, niekiedy z rozległymi, brunatnymi plamami rozkładu.

 Z rękawów i nogawek sterczą kikuty, zżółkłe i poczerniałe, zwykle jeszcze z kawałkami skóry. Resztki skóry w lepszym lub gorszym stanie, utrzymują się często też na twarzach i czaszkach – skurczone, pościągane, niekiedy zwisające płatami. Rzadziej zmarłym udało się zachować włosy, wielu świeci gołymi czaszkami. Niektórzy mieszkańcy tego miejsca to już właściwie tylko ubrane szkielety. Ale nie wszyscy. Na pewno nie Rosalia Lombardo. 

Rosalia ma spokojną, smutną twarz śpiącego dziecka, zamknięte oczy, ułożone włosy – w nich złotą kokardę. Trafiła tu jak miała dwa lata, po zapaleniu płuc, na wyraźne życzenie zrozpaczonego ojca. Było to ponad 100 lat temu. Teraz jest punktem kulminacyjnym. Jej zdjęcie zdobi książki, foldery i tutejsze kartki pocztowe. 

Metodę, która spowodowała, że dziewczynka wygląda tak, jak wygląda, wynalazł lokalny doktor Alfredo Salafia. Potem przepis zabrał ze sobą do grobu.

Katakumby w Palermo

Rosalia była ostatnią osobą, która tu zamieszkała – w 1920 roku. Zrobiono dla niej wyjątek, bo wtedy już nikogo nie przyjmowano, władze tego zakazały. Jeden z pierwszych mieszkańców podziemnego Palermo – brat Silvestro da Gubbio – przebywa tu już od roku 1599. W prawdopodobnie jedynym takim miejscu na świecie. W katakumbach Kapucynów w Palermo, stolicy Sycylii.

Mumifikacja po sycylijsku

Zaczęło się od zakonników tutejszego klasztoru. Dla nich katakumby były naturalnym miejscem pochówku. Potem dobroczyńcy zakonu również zapragnęli tu trafić, uznając spoczynek w katakumbach za zaszczyt. 

Stopniowo podziemny cmentarz Kapucynów stał się dla mieszkańców Palermo miejscem prestiżowym, a zmarłych przybywało. Popyt był taki, że katakumby trzeba było rozbudować.

Zanim w XIX wieku prawo zakazało publicznego eksponowania nowych zwłok, katakumby stały się tak duże, ze podzielone je na sekcje. Mnisi, kobiety, mężczyźni, profesjonaliści (lekarze, adwokaci, oficerowie, artyści) mają tu dzisiaj swoje osobne rewiry.

Z materiałów informacyjnych klasztoru wynika, że stosowano różne metody wywołujące mumifikacje zwłok. 

Warunki naturalne (w tym tufowa ziemia) sprzyjały ich wysuszenie. Najczęściej trwało to przez okrągłe osiem miesięcy. Zwłoki na ten czas składano i zamykano w  specjalnych komórkach zwanych colatoi (obciekacze). 

Potem wyschnięte ciało myto octem, przewietrzano na wolnym powietrzu w sycylijskim słońcu, a następnie ubierano i wstawiano w trumnę lub niszę – zależnie od dyspozycji rodziny zmarłego. Znacznie rzadziej, głównie w czasie epidemii, postępowano inaczej – moczono zwłoki w arszeniku lub mleku wapiennym.

Palermo jest dumne z katakumb. To jeden z magnesów turystycznych miasta, choć – jak na wyjątkowość tego miejsca i makabryczne wrażenie, jakie robi – katakumby są stosunkowo mało znane na świecie.

Katakumby w Palermo - nie dla wrażliwych

Otwarty dla zwiedzających podziemny cmentarz budzi kontrowersyjne opinie.

Krótki tekst nie jest dobrym miejscem na rozważanie czy zrobienie przez zakon Kapucynów ze zmarłych atrakcji turystycznej – a z drugiej strony przyglądanie się im, jak eksponatom podczas zwiedzania katakumb z przewodnikiem w ręku – to przejaw szacunku dla śmierci i  dobrego smaku, czy swoistej perwersji.

Po prostu: tak się to tu odbywało – katakumby w Palermo zostały ukształtowane przez setki lat lokalnej tradycji. 

A szokujące przejawy tradycji w tej dziedzinie znajdziemy także znacznie bliżej nas niż we Włoszech – np. w kaplicy, której ściany i sklepienia zbudowane są z kilku tysięcy ludzkich kości i czaszek. To polska Kapica Czaszek w Czermnej, niedaleko Kudowy.

About the author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *